dzień cudów (cz. I)

od kilku długich tygodni walczyłem z przewlekle chorym gardłem i okropnym katarem, który nie przeszedł zwyczajowo po 7 dniach. infekcja trwała już tak długo, że nie dawałem rady. dziś rano obudziłem się z bolącą głową i ogniem w zatokach jakby mnie coś poparzyło od środka. w pracy czułem, że znowu mam stan podgorączkowy i wszystko mnie bolało. ogólnie nie użalam się nad sobą i dzielnie znoszę (jak na mężczyznę) choroby, ale miarka się przebrała. rozkleiłem się… 
wściekły i rozżalony zamknąłem się w wc, usiadłem na zamkniętej muszli i byłem wściekły na cały świat! … zacząłem się modlić: 
- Boże, tak nie może być! nie wiem czy można się samemu uzdrowić??? wiem, że jak uwierzę, to będzie lepiej. Boże dodaj mi wiary, dodaj mi wiry, dodaj mi wiary.
nabrałem siły i wróciłem do biurka. po chwili zauważyłem, że nie bolało mnie już gardło, nos odetkany, głowa nie boli, brak dreszczy i ogólnie wszystko było ok. stało się! nie mogłem w to uwierzyć, Bóg jest wieki! 
„tedy mu rzekł Jezus: idź, wiara twoja uzdrowiła cię.” Mar. 10,52 

radek